Lenkų teatras Vilniuje

32. (1993) Dom na granicy

32. (1993) Dom na granicy

32. (1993) Dom na granicy

Sławomir Mrożek

Dramat w dwóch aktach


Reżyseria i scenografia:

  • Mieczysław Dwilewicz
Premiera: 1993 r.

    Najbardziej absurdalne miejsce, w jakim można zrobić granicę państwową to… środek czyjegoś domu, mieszkania. Przytrafia się to pewnej rodzinie: podzielone szafki, kontrola celna na środku, miny w łazience. Wszystkie te ciekawych i zabawne zdarzenia opisuje sztuka „Dom na granicy” Sławomira Mrożka.
    Wyobraźmy sobie, choć jest to trudne, że pewien zwykły dzień w życiu zwykłej rodziny, w dodatku podczas obiadu, staje się niespodziewanie wydarzeniem historycznym. Podczas posiłku, lubiący zjeść dziadkowie, zgodne małżeństwo i wiecznie hałaśliwe dzieciaki stają oko w oko z dyplomatami. Ci goście nie czują się jednak wcale jakby byli w gościach, nie pukają nawet do drzwi! Panoszą się po domu, wyjadają lokatorom obiad, a nawet podrywają żonę, by w końcu oznajmić mieszkańcom o podjętej już gdzieś tam dawno decyzji o nowym przebiegu granicy: po środku tego właśnie domu. Trzej dyplomaci w eleganckich frakach wprowadzają taki zamęt, jakiego ten dom jeszcze nie widział. Rozdzielając i zmieniając wszystko, doprowadzają do wielu początkowo zabawnych, z czasem jednak coraz bardziej absurdalnych sytuacji. Bo w końcu o ile jeszcze można zdzierżyć kontrolę paszportową przy podlewaniu kwiatków, czy przemytnika w łożu małżeńskim, to jednak zaminowaną toaletę lub czołg w salonie zaakceptować jest znacznie trudniej.
    Komizm sytuacyjny, jak to u Mrożka, ma oczywiście swoje drugie dno. W tym spektaklu mamy świetnie pokazane momenty, z których jednoznacznie wynika, że szary obywatel nie ma nic do gadania, jeśli chodzi o sprawy „wyższe”. To daje widzowi do myślenia. Ile tak naprawdę znaczy życie zwykłych, prostych ludzi wobec interesów międzynarodowych przekonali się na własnej skórze mieszkańcy owego domu. Zniewoleni i zaskoczeni, musieli poddać się siłom wyższym – dla dobra ojczyzny, historii, czegoś tam jeszcze. Zniszczono im życie i uniemożliwiono spokojne poruszanie się po domu. Niespodziewanie sprawy takie jak jedzenie pierogów czy podlewanie roślin stały się kwestią wagi państwowej. Tak zwykłe czynności, jak sen, opieka nad dziećmi zostają zakłócone przez państwowe interesy. A już historia drastycznie „spacyfikowanej” babci jest tego wyjątkowo dobitnym, tragikomicznym przykładem.
    Absurdalne losy tej rodzinny mają odbicie w prawdziwych, odbywających się przed laty wydarzeniach. Okres wojenny i powojenny jest pełen przykładów rozdzielonych krewnych, a więc prawdziwych ludzkich dramatów. Może nie odbywało się to w sposób tak komiczny i przerysowany jak u Mrożka, ale z pewnością skutki bywały równie tragiczne. Narzucone z góry granice ingerowały w ludzkie życie, nie pozostawiając człowiekowi możliwości decydowania w sprawie narodowości, a także przynależności do kraju.
    Warte docenienia w spektaklu są barwne wizualizacje. Choć dotyczą tylko jednej okoliczności, w zabawny sposób pomagają widzom zrozumieć przebieg niewidzialnych dla nich wydarzeń za drzwiami mieszkania. Wraz z muzyką dopełniają klimat sytuacyjnego absurdu, ale również śmieszą same w sobie. Jedyną wadą jest to, że spektakl ogląda się zdecydowanie za szybko. Pokazana historia z pewnością widza nie znudzi, wręcz przeciwnie, w miarę rozwoju akcji, chce dowiedzieć się więcej. A godzina to zdecydowanie za mało i za krótko na pokazanie tak barwnej, wielowymiarowej historii. Stąd końcowy niedosyt, wrażenie, że czegoś tutaj nie dopisano.
    Ta rodzinna tragedia pokazana jest w sposób odrealniony, wynaturzony, żeby zaskoczyć, zadziwić, tym bardziej wprawić w osłupienie. To w końcu nie reportaż wojenny, ale dramat, Teatr, sztuka. Jak wiadomo, co zaskakuje człowieka, dłużej pozostaje w pamięci. Tak i widzowie „Domu na granicy” - z pewnością długo tego spektaklu nie zapomną.
Anna MIkiciuk